poniedziałek, 20 grudnia 2010

Wróciwszy do starej kochanej roboty po 2-letniej przerwie żywię nadzieję na rychłą poprawę mojej sytuacji finansowej,nie mam jednak pewności kiedy ten dobrobyt nastąpi,gdyż wiele się we firmie pozmieniało..
Kiedyś brało się zaliczkę normalnie wypisując sobie KW i na ten przykład można było przed Świętami wziąć kilka stówek na prezenty,teraz natomiast to już nie jest takie oczywiste.Niedawno wprowadzono dość ciekawy i nowoczesny program do sprawnej obsługi firmy i klientów,w którym to należy wpisywać niemalże każde piardnięcie..choć nie,nie do końca tak jest,szef stwierdził ,że każde piardnięcie wpisywać musi księgowy,a my aż tak to nie musimy..no ale okazuje sie teraz,że nie można ot tak wziąć przysłowiowej złotówki,bo się coś tam nie będzie zgadzać,no jakby logiczne..Czy więc w związku z powyższym na pierwsze zarobione w tym roku pieniądze mam czekać aż do 20stego stycznia?Kicha trochę,może szef wypłaci mi z innej kasy,niefirmowej,może z własnej prywatnej,zapytam go,może się zgodzi ;p

Poza tym choinka w domu już ubrana i gdy włączamy świeczki słychać zachwyt synka: O! o! o!
Dzieci kładą się na dywanie i patrzą na drzewko.
Pada śnieg..
..jak nastrojowo

poniedziałek, 15 listopada 2010

o żesz kurwa mać !!

powyższe stwierdzenie,które i tak wydaje mi się delikatne,napisałam wczoraj...tylko to ciskało mi się na usta w tej całej beznadziejnej powtarzalności sytuacji..
to,że używam wulgarnych słów pewnie brzydko o mnie świadczy,ale w tej chwili to mnie najmniej interesuje
zaczynam mieć pretensje sama do siebie,że tkwię w tym gównie po uszy..jakoś tak nie idzie mi wygrzebywanie się z niego..przeczekuję chyba,wypatruję lepszego czasu,a męczę się przy tym jak cholera,i nie wiem ile jeszcze wytrzymam..gdybym tylko miała się gdzie podziać,gdybym miała odłożony kawałek grosza
nie chcę oglądać i słuchać pijaka,
nie chcę się bać o siebie i dzieci,
nie chcę czuć tych wszystkich złych emocji

jestem przybita na maxa

piątek, 5 listopada 2010

butelka czerwonego wina...zadziałała jak wyciszacz,pozwoliła na chwilowe (dlaczego tylko chwilowe?) uspokojenie, na cud niepamięci, dzięki niej spojrzałam na wszystko bardziej pobłażliwie, bez rozgoryczenia, bez potrzeby rozkładania problemów na czynniki pierwsze
a dziś znowu zniechęcenie i te cholernie ponure obowiązki w skisłym domu,którego zaczynam nie znosić
jedynym sensownym akcentem będzie dziś okazja do rozwijania mojego niewątpliwego talentu rzeźniczego,czyli rozbrojenie 25kg świeżej jeszcze ciepłej wieprzowiny ,ale to dopiero wieczorkiem tak na dobranoc
















nie jest dobrze, mówię wam..coś wisi w powietrzu...

środa, 3 listopada 2010

ponuro i krwawo..ale nareszcie spokojnie

śnią mi się zmiany,wciąż coś planuję,głównie w nocy,
już wiem co to takiego bezsenność
sama siebie próbuję oszukać,że przecież luz,bo jeszcze trochę czasu jest,ale stres mnie zżera,mobilizuje mnie to ale i przeraża
i cholera muszę się wziąć za angielski,ale tym razem na poważnie

czwartek, 21 października 2010

nie śpię i myślę

los się podstępnie do mnie uśmiecha aż zeschizowałam
o drugiej obudziły mnie dziwne myśli i tak do tej pory siedzę z gorącą londyńską Ahmad Tea w odświętnej filiżance i taplam się w swoich wynurzeniach
targa mną trochę poczucie niesprawiedliwości,trochę strach
a wszystko przez spotkanie z szefem i jeden dzień spędzony w pracy
po dwuletniej przerwie zasiadłam na moim starym miejscu za moim starym biurkiem,odebrałam kilka telefonów od starych znajomych,których niepodważalnie ucieszył mój głos,spotkałam kilku starych znajomych,którzy obdarowali mnie ciepłym uśmiechem,więc ta strona medalu jest bezsprzecznie ok,
natomiast cała reszta jest zdecydowanie be i fuj
no i po kolei:
poczucie niesprawiedliwości-nawet z brzuchem miałam więcej obowiązków od mojej obecnej zastępczyni a zarabiałam mniej,pytam dlaczego,skoro ciągle słyszę,że ona nic nie umie i więcej jej nie ma w robocie niż jest,bo lata po lekarzach jakby na siłe szukała chorób
strach-przed tym czy aby mój biedny szef nie chce mnie zwyczajnie wydymać (w przenośni oczywiście),proponując mi przejęcie interesu na zasadzie franczyzy
czasu mam sporo na zastanowienie i zorientowanie się w sytuacji finansowej firmy,nie myślałam tak o tym dopóki nie pojawiłam się tam wśród tych wszystkich ludzi i dopóki nie stałam się księgą skarg i zażaleń
nie wiem czy dam radę udźwignąć tyle,ale z drugiej strony jest ryzyko jest przyjemność..no i nie wszyscy mając niespełna 30 lat dostają taką szansę,by zarządzać rozhuśtaną juz firmą,która ma wyrobioną renomę i do tego nie jest to biznes rodzinny..
miotam się
idę po jeszcze jedną herbatę...

piątek, 1 października 2010

o seksie,a raczej jego braku

czy możliwe jest przeżyć kilkanaście lat razem i mieć nadal gęsią skórkę gdy się myśli o partnerze?
przecież najbardziej podniecające jest to co nieosiągalne, niezdobyte, to czego się nie ma..
czy kobiety myślą o seksie tyle samo co mężczyźni? a jeśli tak, czemu to ukrywają, czemu się wstydzą o tym mówić?

ostatnio dość sporo rozmawiam na ten temat z przyjaciółką..rodzą nam sie w głowach niezłe fantazje..wywnioskowałyśmy,że stałyśmy się nareszcie świadome swoich potrzeb..pojawia sie ochota na flirt,na myślenie typowo męskie,czyli wykorzystać i nie dzwonić
o czym to świadczy?
może o braku zainteresowania ze strony naszych mężów?może dlatego,że zwyczajnie przestali o siebie dbać?spoczęli na laurach i myślą,że już nie muszą się starać...
a może poprostu nam się nudzi?mamy zbyt mało obowiązków(hmm) i szukamy nowych wrażeń?

czwartek, 30 września 2010

wczoraj = bogaty wachlarz wrażeń
z rana emocje siarczyście negatywne,które z biegiem dnia słabły,a wieczorem bardzo miłe przeżycia dzięki cyrkowcom z Cyrku Zalewski, zdrowa adrenalina,jaką wzbudziły we mnie ich występy była świetnym zakończeniem tego ponurego dnia,zasnęło mi się iście błogo i tak też spałam
dziś mąż mój marnotrawny wysłał mi smsa z przeprosinami za wczorajszy kłótliwy poranek,ale jakoś tak wcale te przeprosiny na mnie nie działają,cieszę się,że go nie ma i nie będę go widzieć aż do jutrzejszego wieczora

tak się u mnie porobiło,że z każdym pijackim incydentem,z każdą kolejną kłótnią,gdzieś w środku coraz mocniej się upewniam,że nie ma sensu tego dalej ciągnąć,bo to wszystko jest już zbyt męczące..

daliśmy sobie czas do końca roku,by podjąć konkretne decyzje
póki co teraz jest czas na obserwowanie i przemyślenia
wiem,że ja nie mogę tak dalej tkwić w zawieszeniu,nie lubię żyć nijak,nie chcę dostosowywać się do innych

czuję sie tak jakby w moim życiu nie było miejsca na mnie,na to co chcę robić,jak chcę myśleć,ograniczone prawa,natłok obowiązków,wiem,w międzyczasie pozacierały się pewne granice,wiem,że niestety pozwoliłam na to ja sama..nie zastanawiałam się wcześniej,że moje wyrzeczenia,starania,ustępstwa obrócą się przeciwko mnie,że w końcu przyjdzie taki moment,że nie bedę się liczyć..

środa, 11 sierpnia 2010

nadal tkwię w tym bagnie
krzyki i kłótnie za moment sprawią,że stanę sie niepoczytalna,chwycę ostre narzędzie i zabiję
gdy nachodzą mnie takie myśli,uciekam,wsiadam w samochód i wiuuu
nie mam dokąd uciec..dlatego wracam...wtedy emocje opadają..ale nie chcę udawać,że nic się nie stało,że normalnie kładziemy się w jednym łóżku a on przez sen się do mnie dobiera..ja się grzecznie pytam o co tu chodzi?
za kilka dni minie rok od zgłoszenia go na terapię AA,wczoraj był facet z pytaniem kiedy może zastać męża,jest jeszcze jedna sprawa do podjęcia,a potem to już tylko sąd..no i dobrze może to wszystko jakoś samo się rozwikła
wiem,że nie można się poddawać,ale zwyczajnie nie mam siły i dodatkowo żadnych pomysłów co dalej
dziś jestem załamana wczorajszym wieczorem,na który czekałam cały dzień i znowu rozczarowanie-jak kop w dupę...

sobota, 24 lipca 2010

byłam pod namiotem, pluskałam się nago w rzece, patrzyłam w gwiazdki leżąc na kocu przy ognisku, obudziłam wszystkich napadem śmiechu, odstawiłam scenę "zajebistego wkurwa"-taką miałam wenę, że
wszystkim poopadały szczęki, a ja musiałam pójść na stronę, bo myślałam, że kipnę ze śmiechu..podejrzewam u siebie talent aktorski bądź psychiczne niezrównoważenie ;p
i ogólnie było fajowo,nie mogę jeszcze dojść do siebie..jakoś tak szybko minęło i taka szkoda, że siedzę teraz w domu, a nie tam na łonie natury...

czwartek, 15 lipca 2010

jakieś 2 m-ce temu pisałam o moim niby starszym bracie..ostatnio dość często się spotykamy,on też często do mnie dzwoni..wczoraj siedzieliśmy na huśtawce u niego na działce i popijając kompocik zrobiony przez jego mamę gadaliśmy sobie fajnie o dupie maryni,nic się między nami nie dzieje oprócz tego,że w swoim towarzystwie czujemy się bardzo swobodnie i to mi się strasznie podoba..ale mam nieodparte wrażenie,że nasi bliscy uważnie nam się przyglądają,podsłuchują rozmowy i przez to czuję się tak jakbym robiła coś niemoralnego..i to jest dziwne zjawisko..ja-30-letnia już prawie kobieta,a on prawie 40-letni..gdy obserwuje nas jego mama czuję się jak 15latka,która robi coś złego..wiem,że ona się boi,że znowu jakaś zła dziewucha skrzywdzi jej syna,ale ja nie mam takiego zamiaru,w zasadzie to nie mam żadnych zamiarów względem "starszego brata"..ale będę musiała to chyba obwieścić wszem i wobec..poważni ludzie w poważnym wieku a myśli mają tak niepoważne..dziwi mnie to..

środa, 7 lipca 2010

nasturcje mi zakwitły w skrzynce za oknem,są piękne,takie soczyście pomarańczowe,podobno to kwiaty jadalne,więc muszę dziś nadgryźć jednego i sprawdzić jaki ma smak ;p

..jestem ostatnio otępiała,od upału czy nie,ale tak być nie powinno..siedzę w domu,oglądam tv,na dworek wychodzimy dopiero późnym popołudniem bądź wieczorem,bo nie da rady wytrzymać,jest jak na patelni,zero cienia..
no i tak przerzucając te kanały wpadłam na ciekawy program o słynnej amerykańskiej Rodzinie 2+8..mama,tata i ósemka dzieci i żeby było śmiesznie dzieci pochodzą z 2 ciąż i nie wiem czy to już koniec,bo rodzice są jeszcze młodzi..i tak się zastanawiam nad zwykłym dniem w takiej rodzinie: posiłki,ubieranie,gotowanie,pranie,sprzątanie i wieczorna kąpiel-to musi być bardzo męczące..
znam różne matki,którym ciężko pogodzić ze sobą wiele rzeczy,a paradoksalnie jak tak pogadać to wniosek jest taki,że najtrudniej mają te z jednym dzieckiem...

wtorek, 6 lipca 2010

hej kobitki
jak jest u was z PMSem? macie jakieś sposoby,by złagodzić ten "wkurw" na wszystko? u mnie z miesiąca na miesiąc jest coraz gorzej... nie mogę już sama siebie znieść... a kiedyś tak nie było,śmiałam się wręcz z tych wszystkich dziewczyn,które miotane były huśtawką hormonów.. a teraz mnie to spotkało..o ja nieszczęsna...
help!

sobota, 12 czerwca 2010

uff jak upalnie,wiatr jest gorący jeśli w ogóle powiewa
wszelka aktywność nawet kilkusekundowa kończy się siódmymi potami
dzieci jęczą,mamo pić!także teraz jestem maszynką wydającą zimne napoje ;p

wczoraj akurat jak stałam przy kasie w markecie zadzwoniła do mnie pani z Urzędu Skarbowego z wiadomością,że anulowano nabór i że moje cv i wszelkie oświadczenia zostaną zniszczone i że ewentualnie we wrześniu można się dowiadywać,bo będą wolne miejsca pracy..a ja mam ich gdzieś,niestety znajomości w ich urzędzie nie posiadam,więc chyba marne moje szanse..no bo jak się powszechnie okazuje wszyscy wiedzieli,że tam już jest z góry wiadomo kto dostanie to czy tamto stanowisko,a te nabory to robią bo muszą..nie chciałam w to wierzyć,ale teraz już wierzę..biję sie właśnie w piersi moja wina moja kurewsko wielka wina,że byłam naiwna..no nic..nie ma się co zrażać..popróbujemy gdzieindziej :)
nie załamałam się,nie podcięłam sobie żył ani się z rozpaczy nie upiłam..ale może to zrobię bo w końcu weekend ;d

wtorek, 8 czerwca 2010

grilujemy
codziennie w innym towarzystwie
strasznie mi fajnie,bo w końcu monotonia prysła jak bańka mydlana
jeśli ktoś jeszcze nie próbował grilowanej bagietki z masłem czosnkowym to koniecznie musi spróbować!

poza tym złożyłam cv + mnóstwo oświadczeń do Urzędu Skarbowego,ubiegam się o stołek pod tytułem "referent ds.kancelarii i sekretariatu" w wieloosobowym stanowisku pracy ds. ogólnych,bhp,kadr i szkolenia..nic wielkiego tam nie wymagają,może tylko znajomość gigantycznej rozmiarowo ustawy o urzędach i izbach skarbowych mnie trochę przeraża,no i znajomości instrukcji kancelaryjnej odnośnie urzędowych dokumentów też nie posiadam,ale tego wszystkiego idzie się chyba nauczyć nie? póki co podchodzę do całej sprawy jak najbardziej lajtowo,chodzi mi głównie o samo doświadczenie odbycia rozmowy o pracę,bo byłam na takowej 8 lat temu w prywatnej firmie..co prawda wtedy casting wygrałam,natomiast teraz choć mam spore doświadczenie na karku to obaw chyba więcej..na razie czekam na telefon i ciekawość mnie zżera jak to będzie..

czwartek, 20 maja 2010

jestem chodzącym podnieceniem..znowu
i się przeciągam
i mam zamglone oczy
i myślę o niebieskich migdałach
i myślę o Nim..dużo i namiętnie
jest nam tak dobrze ze sobą,ale dlaczego tylko w łóżku?
dlaczego jesteśmy od siebie tak różni w życiu codziennym?
a może to dobrze,choć czasami szkoda,że nie mamy jakiegoś wspólnego zainteresowania..
marzy mi się jakieś szaleństwo tylko we dwoje..
wczoraj gdy wracaliśmy z zakupów jedną ręką trzymałam kierownicę,a druga była niegrzeczna i wędrowała pomiędzy męskimi udami..

środa, 12 maja 2010

dosyć biadolenia..ile można marnować czasu na zamartwianie się..
jak to wczoraj moja przyjaciółeczka Aneczka ujęła "Taka jesteś obrotna dziewczyna a z tym swoim chłopem sobie nie możesz poradzić, aż Cie normalnie nie poznaje"..no właśnie taka się zrobiłam bezradna piczka się okazuje..a przecież mam silny charakter,tyle trudnych sytuacji już się wydarzyło w moim życiu,z którymi sobie poradziłam i wszystko wyszło na dobre..grunt to znowu uwierzyć w siebie i grunt to skupić się na sobie i osobach,z którymi czas upływa miło..bo przecież o to chodzi,żeby było miło :)
  w ostatni weekend kiedy to odwiedziłam mojego ojca na wsi,spotkałam mojego starego dobrego znajomego,który pamięta mnie jak miałam 9 lat..jest ode mnie 8 lat starszy a znamy się wychodzi z obliczeń 20 lat-to dopiero kawał czasu,można powiedzieć,że w zasadzie to mój brat :)) od 2 m-cy jest wolny,żona i córka wyprowadziły się i nie chcą mieć specjalnie z nim kontaktu..hmm ciekawe dlaczego..tej żonie wg relacji naocznych świadków zwyczajowo odjebało zaraz po 30stych urodzinach
kobiety tak mają,że 30stka to taki znamienny wiek?czas zmian??ja nie wiem,bo jeszcze 2 lata mam do tych okrągłych urodzin..
no i wracając do tematu to strasznie fajnie było z nim pogadać,tak swobodnie,tak jakbyśmy widywali się co dzień,pełne porozumienie,ale przestało mi się podobać,gdy zaczął gdybać jakby to było gdybyśmy byli razem..nie lubię takiego gdybania..jak to mówią nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem..
no nic,mam plan wyjechać na wieś z dziećmi jak już wieczory i noce będą ciepłe,spędzimy tam może nawet tydzień,mamy się zdzwonić z tym moim "starszym bratem",nie ukrywam,że cieszę się,że odnowimy nasz kontakt sprzed lat :)

wtorek, 11 maja 2010

BLISCY I ODDALENI

Bo widzisz tu są tacy którzy się kochają
i muszą się spotkać aby się ominąć
bliscy i oddaleni jakby stali w lustrze
piszą do siebie listy gorące i zimne
rozchodzą się jak w śmiechu porzucone kwiaty
by nie wiedzieć do końca czemu tak się stało

są inni co się nawet po ciemku odnajdą
lecz przejdą obok siebie bo nie śmią się spotkać
tak czyści i spokojni jakby śnieg się zaczął
byliby doskonali lecz wad im zabrakło

bliscy boją się być blisko żeby nie być dalej
niektórzy umierają-to znaczy już wiedzą
miłości się nie szuka jest albo jej nie ma
nikt z nas nie jest samotny tylko przez przypadek

są i tacy co się na zawsze kochają
i dopiero dlatego nie mogą być razem
jak bażanty co nigdy nie chodzą parami
można nawet zabłądzić lecz po drugiej stronie
nasze drogi pocięte schodzą się z powrotem.

/Jan Twardowski /

sobota, 8 maja 2010















jakoś mi tak dziś rześko,radośnie..niebo ma nareszcie właściwy kolor..mam na tę sobotę sporo planów i mam nadzieję,że wszystkie zostaną zrealizowane,a przede wszystkim mam zamiar jechać na wieś,by złożyć tacie imieninowe życzenia..wysiądę z samochodu,stanę na środku podwórka,spojrzę w górę,wezmę głęboki oddech,dużo dużo świeżego powietrza i.. będzie dobrze :)

czwartek, 6 maja 2010

na początku chcę podziękować tym wszystkim,którzy piszą i myślą o mnie za duchowe wsparcie i dobre słowo..bardzo mi pomaga to,że mogę w tym miejscu wyżalić się,wyrzucić z siebie to co mnie gryzie..nie mam w pobliżu nikogo komu mogłabym się zwierzyć z moich małżeńskich kłopotów..moja jedyna siostra uważa,że wyolbrzymiam..z przyjaciółmi mogę pogadać jedynie przez maile..także ten blog jest dla mnie bardzo ważny i ważne jest również to,że mogę analizować to co się obecnie dzieje w moim życiu korzystając z doświadczeń osób,które miały podobne dylematy..uwierzcie,że gdyby nie to,że jestem w trudnej sytuacji finansowo-bytowej,bo przecież ciągle na wychowawczym,bo powrót do pracy,którą miałam nie zapewni mi absolutnie poprawy tej sytuacji,bo mam na siebie kredyty..wiem,że można zasądzić alimenty..ale wynajęcie mieszkania,przedszkole jednego dziecka,żłobek drugiego (bo na niańkę już zupełnie nie byłoby mnie stać)-nie wiem.. w tym momencie mnie to przerasta..
może uznacie,że jestem wygodnicka,że głupia,że tchórzliwa.. chyba właśnie taka jestem i wciąż czekam na jakiś cud..
gdyby nie dzieci na pewno nie wahałabym się odejść,ale one przecież też mają swoje uczucia,widzę jak pod koniec dnia wyczekują na powrót taty z pracy,jak synek chce,by tata wziął go na ręce,jak córka wskakuje mu na plecy i ściska za szyję..dlaczego to wszystko musi być tak popieprzone..

niedziela, 2 maja 2010

jestem w czarnej dupie-to w tym momencie bardzo trafne określenie dla mojego aktualnego samopoczucia..i może jeszcze-dół jak skurwysyn..
no..
moje wielkie plany na majówkę poszły się jebać wiadomo przez kogo..totalna porażka..
we wtorek (w dzień moich imienin-mam nadzieję,że to będzie symboliczny dzień) idę do znajomej psycholożki po poradę i wsparcie (godzinne pocieszenie,ale dobre i to), następnie zamierzam wyjechać do przyjaciólki na parę dni..a potem.......................
wczoraj otrzymałam bukiet wyzwisk przewiązany bezpodstawnymi oskarżeniami,serdeczne szarpnięcia czego wynikiem są siniaki w kolorze fiołkowym,nastepnie nieprzespaną noc(z nerwów),a dziś szantaż emocjonalny,że jeśli zacznę coś kombinować to dzieci pójdą do domu dziecka
nie mogę uwierzyć w to co usłyszałam
i w ogóle nie wiem gdzie jestem i jak się nazywam...

piątek, 23 kwietnia 2010

nie mogę usiedzieć w domu..codziennie kombinuję,by gdzieś się wyrwać..ta rutyna codziennych obowiązków mnie przytłacza,robię bo muszę,automatycznie,bez namysłu,byleby mieć już czas dla siebie,na pierdoły jak to mówi mój mąż..ale te pierdoły są jak czekoladowa polewa w tym całym bezsmakowym dniu..kolczyki i buty z obcasem i już czuję się inaczej,pewniej,mogę chwytać życie za jaja..no to lecę szukać tych jaj ;p

poniedziałek, 19 kwietnia 2010

jestem ciągle pod wrażeniem sobotniego klasowego spotkania
było poprostu fantastycznie, tak swobodnie, wesoło.. nie chciało mi się w ogóle wracać do domu.. niby 9 godzin a minęło jak 9 minut.. rozmowy o teraźniejszości, wspomnienia, gdybanie, wyznania, komplementy, a nawet łzy.. nie pamiętam kiedy ostatnio byłam na tak zajebistej imprezie wśród tak zajebistych ludzi.. cieszę się, że mogłam być całkowicie sobą, głównie dzięki temu, że była to impreza bez osób towarzyszących..

piątek, 16 kwietnia 2010

czas jest poważny-to wiadomo..
pewnie dlatego budzę się o 4 nad ranem i myślę..i nie mogę zasnąć
jutro mam spotkanie klasowe po 10 latach od zdania matury-udało nam się zebrać 2/3 klasy(bo reszta jest poza granicami)..jestem strasznie ciekawa jak będzie to przebiegać..choć osobiście myślałam,że to przełożymy ze względu na żałobę,ale podobno nie będzie hucznie,no ciekawe..skoro proponowanym alkoholem ma być wódka

nad ranem zmarł mój dziadek (ojciec mojego ojca),który do ostatniego dnia myślał,że to coś podawane mu w kieliszku to alkohol,a nie środek na przeczyszczenie..no niestety..z siostrą siedziałyśmy dziś długo w moim samochodzie i stwierdziłyśmy,że nie mamy w ogóle wspomnień z nim związanych,by w jakikolwiek sposób to przeżywać..uważam,że w głównej mierze to wina naszego taty,który od długiego czasu mówił nam,że z kolei winą jego ojca jest to,że on nie potrafi okazywać nam swoich uczuć...smutne to wszystko wiem..lecz niestety prawdziwe
na szczęście ja nie mam problemu z mówieniem o uczuciach ani z okazywaniem ich,ale to tylko i wyłącznie zasługa mojej długoletniej pracy nad sobą,rodzice nie mieli w tym żadnego udziału..

środa, 14 kwietnia 2010

cisza
wzruszenie
niedowierzanie
refleksja
smutek
łzy
współczucie
zatrzymanie
zastanowienie nad własnym życiem

dziś jesteśmy
jutro nas nie ma...

problemy codzienności są niczym w porównaniu z taką tragedią..ciągle nie do końca wierzę w to co się stało,w ogrom tej katastrofy..
tak to na mnie wpływa,że nawet nie denerwuje mnie mój pijany mąż leżący w przedpokoju na podłodze..a już było dobrze..ech nie warto o tym już więcej gadać i w sumie wstyd..

czwartek, 8 kwietnia 2010

śniło mi się,że siedzę na plaży z zamkniętymi oczami i wsłuchuję się w szum morza i skrzeczenie mew..słońce,ciepły wiatr i spokój..a zaraz potem miałam drugi sen,w którym byłam na maxa zdenerwowana i z wybałuszonymi gałami kłóciłam się z kimś..szkoda,że takie zestawienie..na szczęście mam dziś więcej błogości w sobie i zajebiście mi się marzy nicnierobienie w promieniach słońca

piątek, 2 kwietnia 2010

                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                       w związku z tym,że dziś wyruszam w miasto,a jutro swawolę przy garach,chcę zostawić tu dla Was życzenia świąteczne: RODZINNEGO BIESIADOWANIA W RADOSNYM WIOSENNYM NASTROJU

środa, 31 marca 2010

no cóż..jak na matkę polkę,kurę domową,kobietę pracującą,która żadnej pracy się nie boi etc. etc. przystało staram się teraz tak zmęczyć,by podczas Świąt poczuć,że wypoczywam :D muszę powiedzieć,że lubię tą przedświąteczną sraczkę,gdy większość dostaje szału zakupowego (choć to nie to samo co przed Gwiazką wiadomo) i wszyscy myją okna,szorują ściany z płytek i gdy ma się to przedziwne wrażenie,że się nie zdąży z czasem,że czegoś się nie zrobi,że o czymś się zapomni (np.włożyć stanika albo majtek hehe)

sporo rzeczy jeszcze mam w proszku..ale wiosnę już do domu zaprosiłam: gałązki brzozy siedzą sobie w ciepłej wodzie w wazonie i powoli z pąków wynurzają sie soczyście zielone liście,na kuchennym parapecie w doniczkach w kształcie pękniętej skorupki jaj rośnie sobie i śmierdzi rzeżucha i owies(ten akurat nie śmierdzi),posadziłam też narcyzy w podłużnych żółtych skrzynkach-taka ze mnie ogrodniczka :) w zamiarze mam jeszcze zrobienie ziołowego domowego ogródka,czyli pietruszka,koper,szczypiorek,ale to już po Wielkiej Nocy

w piątek mój syn skończył pierwszy rok życia,bardzo się stara chodzić,póki co sunie bokiem przy ścianie,meblach,może lada dzień odważy się i spróbuje sam podreptać,chciałabym już chodzić z nim za rączkę :)

środa, 17 marca 2010

budzi się we mnie coś na kształt radości,może nawet zakochania..chyba wybudzam się jak niedźwiedź z zimowego snu..a może to zasługa tych wszystkich romantycznych filmów,które ostatnio namiętnie oglądam..sama nie wiem co to jest,ale podoba mi się to..znowu mam apetyt na wiele rzeczy..

poniedziałek, 15 marca 2010

..to była stosunkowo udana noc ;)  ..TEACH ME TIGER..

jestem dziś wczorajsza i to bardzo..niewyspana a mimo to rozanielona...i tak myślę o mężu i się cieszę,bo okazuje się,że potrafi mnie jeszcze zaskoczyć i to bardzo pozytywnie :) wszystko zmierza w dobrą stronę co mnie niezmiernie uspokaja i daje nadzieję,że będziemy szczęśliwi razem..

a póki co myję okna..w końcu za kilka dni wiosna :)

piątek, 5 marca 2010

przeziębiona i przemęczona wrzuciłam na luz.. np.wczoraj pozwoliłam mężowi wykazać się w kuchni,wyszło mu świetnie jak zwykle kiedy coś pitrasi (w sumie od niego nauczyłam się przyrządzania wielu potraw),ale zostawił po sobie niezły syf na blatach i w zlewie..nie mogłam tego zostawić do dziś-normalnie bym zostawiła-ale zaatakowały nas tu mrówki..mam na nie trujący proszek jeszcze z tamtego roku,ale najpierw muszę znaleźć ich skryjówkę..obserwuję,czaję się i póki co nie mam pojęcia skąd wyłażą..mój raczkujący wszędobylski syn tylko patrzy na podłogę pod stołem i podejrzewam,że chętnie złapałby taką mrówkę na palec i spróbował jak smakuje ;p

czwartek, 18 lutego 2010

niby zwykła rozmowa a daje tak wiele..właśnie się przekonałam,że dwie godziny w miłym towarzystwie mijają jak dwie minuty,czyli zdecydowanie za szybko..rozmowa w sumie o wszystkim po trochu,w spokoju,przy kawie i od razu tak jakoś lżej na sercu..znamy się ponad 10 lat,różne emocje za nami,z przewagą negatywnych,ale czas mija,zapominamy,"mądrzejemy" i teraz już potrafimy pogadać,myślę,że szczerze,przynajmniej tak jest z mojej strony...przyjaciel? chyba jeszcze nie,ale mam nadzieję,że kiedyś będę miała tę pewność..

SEN O VICTORII

środa, 17 lutego 2010

gotuję,sprzątam,rozwieszam pranie,bawię się z dziećmi..przeplatam to wszystko programami typu "Nianiu,na pomoc!"i animowanymi bajkami..i jakoś tak mija dzień za dniem..mam coraz więcej nadziei..nie chcę się poddawać,jeszcze spróbuję..

..czas nas uczy pogody.. (piosenka wszystkim znana,ale zawsze warto jej posłuchać)

..dziś jestem pogodna..

poniedziałek, 15 lutego 2010

wiem wiem wiem nic na siłę...
jakieś niewidzialne łańcuchy wrośnięte we mnie nie pozwalają mi zrobić kroku w przód. Chcę wyjść,już wiem,że chcę,a tu szarpnięcie i niemoc,ból,krew..

raz odpuszczam,interesuję sie tylko sobą i dziećmi-niedobrze,bo nie spędzam z nim czasu..
innym razem jestem blisko,chcę rozmawiać,ale gdy pytam,budzę agresję,krzyk,niepokój..
nie wiem gdzie jest ten złoty środek..jakieś otępienie tkwi w tym wszystkim
czekam..spokojnie,z minimalną dawką emocji,obserwuję..nie wiem już czego chcę..

dobrze,że chociaż sny mam dobre,takie realne,ciepłe,które wywołują słodkie pozytywne myśli
..i dzieci są wielką moją radością..starsza siostra układa zabawki na półce,a młodszy braciszek to wszystko z mozołem psuje-piękny widok :)

sobota, 13 lutego 2010

od tego felernego dziewiętnastego stycznia z piciem się uspokoiło,ale nie jest dobrze..ciągłe zdenerwowanie,zniechęcenie,kłótnie,oszukiwanie...wyciągam rękę,ale zostaję odepchnięta..sił już brakuje,cierpliwości również..a ja chcę,by dzieci były wychowywane w ciepłej rodzinnej atmosferze,by później w dorosłym życiu miały fajne wspomnienia z dzieciństwa i by ich związki nie były takie chore jak związek ich rodziców..ale to się chyba nie uda...
zaczynam szukać nowej pracy (bo do starej nie zamierzam wracać)..niby mam wychowawczy do 3 urodzin syna,ale w obecnej sytuacji nie mogę sobie pozwolić na tak długi urlop..zresztą może lepiej jak skupię się na czymś zajmującym co pozwoli mi nie martwić się chociaż przez kilka chwil..

sobota, 6 lutego 2010











I. Książka,która zapadła w Ciebie w dzieciństwie..

Hmm..moje dzieciństwo nie było spokojne,nie było dobrym czasem na czytanie,choć w podstawówce byłam wzorową uczennicą to przyznam,że wszystkich lektur obowiązkowych też nie przeczytałam..potem tak na początku liceum czytanie zaczęło mnie wciągać...okres buntu,a tym samym książki o buntowniczej i dość ciężkiej tematyce..np. Barbara Rosiek "Pamiętnik narkomanki" i Christine F. "My,dzieci z dworca Zoo"..to były moje dwie "biblie",które przeczytałam po kilka razy przepisując do zeszytu cytaty,fragmenty..książki te uświadomiły mnie i mocno utwierdziły w przekonaniu,że używki to rzecz destrukcyjna dla ciała i dla duszy..w dobrym dla siebie czasie je przeczytałam..myślę,że w odpowiednim czasie podsunę je mojej córce.

II. Do jakiej książki wracasz,kiedy tego potrzebujesz? Dlaczego?

Zaglądam często do "Inteligencji emocjonalnej" Daniela Golemana..Jest to książka,którą kupiłam podczas studiów przygotowując się do egzaminu bodajże z dydaktyki..bardzo mi pomogła w zaliczeniu tego egzaminu,głównie właśnie nią się posiłkowałam...to książka-poradnik(bagatela 500stron)..głównym jej przesłaniem jest to,że odniesienie życiowego sukcesu zależy od naszej samoświadomości tj.od kontrolowania własnych emocji,od wytrwałości w dążeniu do celu,ale i od zdolności do empatii i umiejętności społecznych,czyli właśnie od współczynnika inteligencji emocjonalnej..jest tu rozdział o umiejętnej krytyce,o uprzedzeniach,a nawet o tym jak wychować łobuza..wspaniała książka pełna przykładów z życia,polecam :)

III. Książka,która kojarzy ci się z twoim życiem..

Niewątpliwie jest to "Polka" Manueli Gretkowskiej..dziennik prowadzony podczas ciąży,opisujący miłość do nienarodzonego jeszcze dziecka,opisujący fizyczność,czyli zmiany jakie zachodzą w ciele kobiety podczas tych 9 m-cy i porodu.Książka ta zawiera mnóstwo ironicznych opisów codzienności,co mi się w niej bardzo podoba.Wiadomo,że jest mi bliska taka tematyka,gdyż byłam w ciąży już dwa razy..choć za każdym razem przechodziłam inaczej ten stan.


Zapraszam do odpowiedzi na powyższe pytania Holdena,MajaK,Zeruyę i Babski Świat

wtorek, 2 lutego 2010

uwielbiam te moje ciche poranki..tylko tykanie zegara..ciepły kubek w dłoniach
mogłabym tak siedzieć poprostu i patrzeć przez okno..nie myśleć o niczym..albo zamknąć oczy i wyłączyć się ze świata..takich chwil tylko dla siebie mam mało,ale cenię je nade wszystko..i specjalnie się budzę wcześnie,by posłuchać ciszy,by oddychając głęboko wypełnić się spokojem

miłego dnia!



sobota, 30 stycznia 2010

tkwię w zawieszeniu..
w pewnym sensie gdzieś w środku czuję się dobrze,co ma być to będzie,ale obawy są,krążą i czasami wyciskają łzy,odbierają chęci..
póki co jest tak: terapia AA,za kilka dni spotkanie z psychiatrą,ma on wystawić receptę na "cudowne" tabletki,które mają pomóc walczyć z ochotą na alkohol..nie do końca w to wierzę,ale kto wie,musi być ten jeden przypadek na sto,który pokaże cudowne ozdrowienie i akurat wypadnie na męża ;p
prawie 2 tygodnie jak nie pije,jest wyciszony,jednak jak rodzina się zbierze do kupy i mówi jednym głosem to może wywrzeć na człowieku presję,która -mam wrażenie- graniczy ze strachem..dobrze,bo innego sposobu nie ma
czyli,że będzie chyba całkiem całkiem nie? ale lepiej nie mówmy hop..
najważniejsze,że konkretne kroki zostały podjęte,że miałam na to wszystko siłę,od teraz konsekwencja moją siostrą :)

wtorek, 19 stycznia 2010

hmm...


nie śpię
a godzina o zgrozo w tym momencie to 4:22
moje kochane szkraby śpią jak susełki
a ja.. siedzę tak sobie i myślę o tym moim życiu i wymyśliłam,że koniecznie trzeba je zmienić,koniecznie,by było spokojne
wydarzyło się dzisiaj(a właściwie wczoraj) parę rzeczy,które mną wstrząsnęły i mnie zadziwiły
i to już nie są przelewki i nie ma się nad czym zastanawiać
niestety
życie bywa brutalne
widocznie potrzebny mi był taki kop prosto w oczy
napiszę o tym jak ochłonę,póki co targają mną emocje-dosłownie aż się trzęsę..

hmm..
nie pisałam przez brak czasu
mój 10miesięczny synek już grzecznie nie siedzi na moich kolanach kiedy ja korzystam z komputera,teraz albo chce stać albo próbuje chodzić trzymany przeze mnie pod paszki,także gimnastykuję się codziennie przy nim tak,że wieczorem wszystko mnie boli,a najbardziej plecy (przydałby się jakiś umięśniony masażysta hehe)
z mężem ostatnio sporo lepiej,dużo rozmawiamy i dużo się kochamy..oboje chcemy,by było dobrze,nie warto przecież przez chwilowe wybryki niszczyć tego co do tej pory stworzyliśmy..w najbliższych dniach mamy w planach pójście na tańce,bo w końcu karnawał..więc póki co jestem happy :)

pozdrawiam zaglądających tu i dziękuję za troskę

niedziela, 3 stycznia 2010

dziś jest troszkę jakby lepiej,mogę podziękować sobie za wczorajszy udany wieczór..ubrałam się w czarną sukienkę z odkrytymi plecami,założyłam czarne szpilki,moje ulubione duże czerwono-czarne kolczyki,w ręku kieliszek szampana i kołysałam się przy dźwiękach tej piosenki,która leciała chyba z 50 razy pod rząd
http://www.youtube.com/watch?v=aFPvKGL69kE
i przez chwilę jakoś wszystko stało się weselsze,popatrzyłam na siebie i stwierdziłam,że nie ma sensu się rozczulać,trzeba chwycić życie za jaja..i tak też zrobię,każdy kolejny dzień ma być tylko dobry,nie ma innej opcji!

sobota, 2 stycznia 2010

cholernego doła ciąg dalszy..obudziłam się z zapuchniętymi od płaczu oczami i nadal nie mogę przestać płakać..tylko po co ten płacz..a może to rodzaj oczyszczenia,chyba tak,muszę wylać z siebie cały żal i będzie dobrze..wiem,że przede mną jeszcze mnóstwo wspaniałych chwil,że przekonam się jak powinno wyglądać normalne życie..nie boję się zmian,a właściwie gdybym nie miała dzieci i trochę odłożonej kasy to już by mnie tu nie było..oduczyłam się być sentymentalna jakiś czas temu..tylko boli mnie świadomość tego mojego życiowego błędu jakim było małżeństwo..ja tylko chciałam dziecka,ślubu nie...
pozew o separację napisany i schowany do szuflady..
ale tak naprawdę nie wiem co robić
a może wyolbrzymiam
patrzę na to wszystko z przeróżnych perspektyw jakie tylko przychodzą mi do głowy i z żadnej nie wygląda to dobrze...
smutno mi strasznie,chyba jeszcze nigdy w życiu tak się nie czułam,ale musze się trzymać dla dzieci i dla siebie i nie pokazywać swej bezsilności i zagubienia,choć już mnie męczy granie silnej i pewnej siebie,nie chcę dłużej tak,chcę by zanlazł się ktoś kto pozwoli mi wreszcie być sobą,kruchą delikatną  i wrażliwą-taką jaka jestem

piątek, 1 stycznia 2010

choć jestem już dużą dziewczynką i raczej nie powinnam tak się czuć,to niestety jestem przygnębiona,totalnie przybita,samotna i smutna..i niech mi ktoś powie po co co chwila wyglądam przez okno i wypatruję tej dziwnej jakże obcej osoby,która jest moim mężem?..czego się spodziewam?..co jeszcze chcę sobie udowodnić?..niech mi ktoś powie do cholery dlaczego płaczę,dlaczego jest mi tak bardzo źle?

może jestem zbyt dojrzała,za poważna,może nie potrafię dopasowywać się do każdej sytuacji i przytakiwać.Na wczorajszo-dzisiejszej imprezie sylwestrowej (wróciłam o 5 rano) czułam się nieswojo,samotnie..nie wiem-może zbyt wiele rzeczy zebrało się na to zupełnie nieimprezowe samopoczucie..napięcie przedmiesiączkowe,pretensje męża do mnie o to,że późno wyruszyliśmy z domu,że w samochodzie ciasno i tak mogłabym wymieniać,ale głównie i jak zwykle chodzi o duperele..czasami mam wrażenie,że to tylko po to,by mi popsuć nastrój,jeśli akurat mam za dobry..i tak bywa zawsze odkąd pamiętam..a potem mam się uśmiechać i grać zadowoloną i superbawiącą się...

a w twej chwili siedzę sama,dzieci jeszcze śpią, a on nawet nie raczy zadzwonić kiedy wróci

i boli mnie to,że ten człowiek nie ma potrzeby spędzenia pierwszego dnia nowego roku z nami :(