sobota, 30 stycznia 2010

tkwię w zawieszeniu..
w pewnym sensie gdzieś w środku czuję się dobrze,co ma być to będzie,ale obawy są,krążą i czasami wyciskają łzy,odbierają chęci..
póki co jest tak: terapia AA,za kilka dni spotkanie z psychiatrą,ma on wystawić receptę na "cudowne" tabletki,które mają pomóc walczyć z ochotą na alkohol..nie do końca w to wierzę,ale kto wie,musi być ten jeden przypadek na sto,który pokaże cudowne ozdrowienie i akurat wypadnie na męża ;p
prawie 2 tygodnie jak nie pije,jest wyciszony,jednak jak rodzina się zbierze do kupy i mówi jednym głosem to może wywrzeć na człowieku presję,która -mam wrażenie- graniczy ze strachem..dobrze,bo innego sposobu nie ma
czyli,że będzie chyba całkiem całkiem nie? ale lepiej nie mówmy hop..
najważniejsze,że konkretne kroki zostały podjęte,że miałam na to wszystko siłę,od teraz konsekwencja moją siostrą :)

wtorek, 19 stycznia 2010

hmm...


nie śpię
a godzina o zgrozo w tym momencie to 4:22
moje kochane szkraby śpią jak susełki
a ja.. siedzę tak sobie i myślę o tym moim życiu i wymyśliłam,że koniecznie trzeba je zmienić,koniecznie,by było spokojne
wydarzyło się dzisiaj(a właściwie wczoraj) parę rzeczy,które mną wstrząsnęły i mnie zadziwiły
i to już nie są przelewki i nie ma się nad czym zastanawiać
niestety
życie bywa brutalne
widocznie potrzebny mi był taki kop prosto w oczy
napiszę o tym jak ochłonę,póki co targają mną emocje-dosłownie aż się trzęsę..

hmm..
nie pisałam przez brak czasu
mój 10miesięczny synek już grzecznie nie siedzi na moich kolanach kiedy ja korzystam z komputera,teraz albo chce stać albo próbuje chodzić trzymany przeze mnie pod paszki,także gimnastykuję się codziennie przy nim tak,że wieczorem wszystko mnie boli,a najbardziej plecy (przydałby się jakiś umięśniony masażysta hehe)
z mężem ostatnio sporo lepiej,dużo rozmawiamy i dużo się kochamy..oboje chcemy,by było dobrze,nie warto przecież przez chwilowe wybryki niszczyć tego co do tej pory stworzyliśmy..w najbliższych dniach mamy w planach pójście na tańce,bo w końcu karnawał..więc póki co jestem happy :)

pozdrawiam zaglądających tu i dziękuję za troskę

niedziela, 3 stycznia 2010

dziś jest troszkę jakby lepiej,mogę podziękować sobie za wczorajszy udany wieczór..ubrałam się w czarną sukienkę z odkrytymi plecami,założyłam czarne szpilki,moje ulubione duże czerwono-czarne kolczyki,w ręku kieliszek szampana i kołysałam się przy dźwiękach tej piosenki,która leciała chyba z 50 razy pod rząd
http://www.youtube.com/watch?v=aFPvKGL69kE
i przez chwilę jakoś wszystko stało się weselsze,popatrzyłam na siebie i stwierdziłam,że nie ma sensu się rozczulać,trzeba chwycić życie za jaja..i tak też zrobię,każdy kolejny dzień ma być tylko dobry,nie ma innej opcji!

sobota, 2 stycznia 2010

cholernego doła ciąg dalszy..obudziłam się z zapuchniętymi od płaczu oczami i nadal nie mogę przestać płakać..tylko po co ten płacz..a może to rodzaj oczyszczenia,chyba tak,muszę wylać z siebie cały żal i będzie dobrze..wiem,że przede mną jeszcze mnóstwo wspaniałych chwil,że przekonam się jak powinno wyglądać normalne życie..nie boję się zmian,a właściwie gdybym nie miała dzieci i trochę odłożonej kasy to już by mnie tu nie było..oduczyłam się być sentymentalna jakiś czas temu..tylko boli mnie świadomość tego mojego życiowego błędu jakim było małżeństwo..ja tylko chciałam dziecka,ślubu nie...
pozew o separację napisany i schowany do szuflady..
ale tak naprawdę nie wiem co robić
a może wyolbrzymiam
patrzę na to wszystko z przeróżnych perspektyw jakie tylko przychodzą mi do głowy i z żadnej nie wygląda to dobrze...
smutno mi strasznie,chyba jeszcze nigdy w życiu tak się nie czułam,ale musze się trzymać dla dzieci i dla siebie i nie pokazywać swej bezsilności i zagubienia,choć już mnie męczy granie silnej i pewnej siebie,nie chcę dłużej tak,chcę by zanlazł się ktoś kto pozwoli mi wreszcie być sobą,kruchą delikatną  i wrażliwą-taką jaka jestem

piątek, 1 stycznia 2010

choć jestem już dużą dziewczynką i raczej nie powinnam tak się czuć,to niestety jestem przygnębiona,totalnie przybita,samotna i smutna..i niech mi ktoś powie po co co chwila wyglądam przez okno i wypatruję tej dziwnej jakże obcej osoby,która jest moim mężem?..czego się spodziewam?..co jeszcze chcę sobie udowodnić?..niech mi ktoś powie do cholery dlaczego płaczę,dlaczego jest mi tak bardzo źle?

może jestem zbyt dojrzała,za poważna,może nie potrafię dopasowywać się do każdej sytuacji i przytakiwać.Na wczorajszo-dzisiejszej imprezie sylwestrowej (wróciłam o 5 rano) czułam się nieswojo,samotnie..nie wiem-może zbyt wiele rzeczy zebrało się na to zupełnie nieimprezowe samopoczucie..napięcie przedmiesiączkowe,pretensje męża do mnie o to,że późno wyruszyliśmy z domu,że w samochodzie ciasno i tak mogłabym wymieniać,ale głównie i jak zwykle chodzi o duperele..czasami mam wrażenie,że to tylko po to,by mi popsuć nastrój,jeśli akurat mam za dobry..i tak bywa zawsze odkąd pamiętam..a potem mam się uśmiechać i grać zadowoloną i superbawiącą się...

a w twej chwili siedzę sama,dzieci jeszcze śpią, a on nawet nie raczy zadzwonić kiedy wróci

i boli mnie to,że ten człowiek nie ma potrzeby spędzenia pierwszego dnia nowego roku z nami :(