piątek, 5 marca 2010

przeziębiona i przemęczona wrzuciłam na luz.. np.wczoraj pozwoliłam mężowi wykazać się w kuchni,wyszło mu świetnie jak zwykle kiedy coś pitrasi (w sumie od niego nauczyłam się przyrządzania wielu potraw),ale zostawił po sobie niezły syf na blatach i w zlewie..nie mogłam tego zostawić do dziś-normalnie bym zostawiła-ale zaatakowały nas tu mrówki..mam na nie trujący proszek jeszcze z tamtego roku,ale najpierw muszę znaleźć ich skryjówkę..obserwuję,czaję się i póki co nie mam pojęcia skąd wyłażą..mój raczkujący wszędobylski syn tylko patrzy na podłogę pod stołem i podejrzewam,że chętnie złapałby taką mrówkę na palec i spróbował jak smakuje ;p

5 komentarzy:

  1. dobrze, gdy życie smakuje

    (nawet, gdy syf i mrówki)

    ...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja bym mrówki nie jadła... nóżki między zęby mogą powchodzić... :P

    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. :) Więc jednak nie tylko ja jestem przeziębiona. To zawsze jakieś wsparcie ;)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Też wrzucam na luz... weekend już:)

    Dobre mrówki nie są złe:)

    OdpowiedzUsuń
  5. ...kwas mrówkowy jest zdrowiuśki...:):)....też kicham aż dach podskakuje w mojej chatce...:)......

    OdpowiedzUsuń