sobota, 30 stycznia 2010

tkwię w zawieszeniu..
w pewnym sensie gdzieś w środku czuję się dobrze,co ma być to będzie,ale obawy są,krążą i czasami wyciskają łzy,odbierają chęci..
póki co jest tak: terapia AA,za kilka dni spotkanie z psychiatrą,ma on wystawić receptę na "cudowne" tabletki,które mają pomóc walczyć z ochotą na alkohol..nie do końca w to wierzę,ale kto wie,musi być ten jeden przypadek na sto,który pokaże cudowne ozdrowienie i akurat wypadnie na męża ;p
prawie 2 tygodnie jak nie pije,jest wyciszony,jednak jak rodzina się zbierze do kupy i mówi jednym głosem to może wywrzeć na człowieku presję,która -mam wrażenie- graniczy ze strachem..dobrze,bo innego sposobu nie ma
czyli,że będzie chyba całkiem całkiem nie? ale lepiej nie mówmy hop..
najważniejsze,że konkretne kroki zostały podjęte,że miałam na to wszystko siłę,od teraz konsekwencja moją siostrą :)

4 komentarze:

  1. ponoć pierwszy krok jest najważniejszy...
    a jeszcze ważniejsze mieć obok kogoś kto wspiera...
    pozdrawiam i trzymam kciuki...
    :))))))))))))))))))))))))))))

    OdpowiedzUsuń
  2. ....worek dobrych myśli pod drzwiami zostawiam....trzymam kciuki...!!!....

    OdpowiedzUsuń
  3. Trzymam kciuki za Ciebie...!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Zycze powodzenia i wytrwalosci!

    OdpowiedzUsuń